— Nie.
— Nie włożysz nowej peruki?
— Powtarzam ci raz jeszcze, pójdę tam, jak stoję, niech im się zdaje, że idę do teatru, kpię sobie z nich.
— Popraw przynajmniej brodę.
— Nie zmienię nic w toalecie.
Teresa parsknęła śmiechem, filozof wymknął się do drugiego pokoju. Lecz Teresa nie dała za wygrane. Wyjęła z szafy ubranie, buciki, świeżą bieliznę i rozłożyła to wszystko przed mężem na krzesłach.
— No, ubieraj się prędko, już późno.
— Tereso, nie męcz mnie, w ubraniu, które teraz noszę, odwiedzam mych przyjaciół, król nie jest lepszym od nich.
— Gadanie, gadanie. No, Jakóbie, nie rób głupstw, tu leży brzytwa, golarz zaraz przyjdzie.
— Dziękuję ci, moja droga, niczego mi nie trzeba, daj mi tylko buciki, w pantoflach wyjść nie mogę.
— Miałżeby ten stary niezłomną wolę? — pomyślała Teresa.
Męczyła go jeszcze, lecz Rousseau znał do brze tego djabła i wiedział, że, gdy tylko ulegnie, dopiero będzie się miał zpyszna. Z przykrością patrzył na eleganckie ubranie, ale nic nie pomogło, obstawał przy swojem. Teresa czekała tylko, kiedy swoim zwyczajem podejdzie do lustra, bo filozof lubił czystość i porządek do przesady i nie wy-
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1361
Ta strona została przepisana.