lornetki zgarbionemu starcowi. Raził on rzeczywiście w tem otoczeniu okropnie. Pan de Coigny poprowadził go do orkiestry; biedny filozof odetchnął. Delfinowa, w uroczym kostjumie Coletty, oczekiwała na scenie swego Colin’a. Pan de Coigny poszedł zmienić kostjum.
Naraz wszedł król ze świtą. Zdawał się być w dobrem usposobieniu, usiadł na zwykłem miejscu; po prawej ręce umieścił się delfin po lewej, książę Prowancji.
Ludwik XV dał znak, aby dwór zajął miejsca.
— Czy zaraz rozpoczną? — spytał wesoło.
— Pasterki i pasterze nie są jeszcze gotowi, czekamy na nich — odparła Marja-Antonina.
— Przecież dziś dopiero próba; mogliby wystąpić w strojach zwyczajnych.
— Nie, królu, chciałam widzieć już wszystko w porządku.
— Niech i tak będzie, przejdziemy się trochę.
Ludwik XV wstał, a za nim dwór cały poszedł obejrzeć zbliska estradę, gabinety boczne i kulisy. Król bardzo był niespokojny: pani Dubarry coś się spóźniała.
Rousseau ze ściśnieniem serca spoglądał na pustą salę. Jakże się czuł samotnym!
Spodziewał się czego innego zupełnie. Myślał, że wejściem swem wywrze wrażenie, bał się pytań natarczywych, a tu pustka, nikt nawet nie spojrzy na niego.
Kontent był ze swego nędznego ubrania
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1364
Ta strona została przepisana.