Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/137

Ta strona została przepisana.

— Słyszę! słyszę! — wyszeptała.
— Co mówi młoda kobieta?
— Ze słodkim uśmiechem rozkazuje mu, ażeby przyspieszył bieg koni. Powiada, że eskorta musi być gotowa nazajutrz o szóstej zrana, gdyż w drodze chce się zatrzymać.
— Gdzie?
— O to ją właśnie brat pyta... O! mój Boże! ona chce stanąć w Tayerney! Chce się z ojcem naszym zobaczyć... O! taka wspaniała księżna stanąć chce w naszym domu ubogim! Co poczniemy, bez srebra, bez nakrycia stołowego?
— Uspokój się! Wystaramy się o to.
— O! dziękuję! dziękuję!
I dziewczę, które podniosło się nawpół, upadło wyczerpane na fotel, z głębokiem westchnieniem.
Wtedy Balsamo zbliżył się do niej i, zmieniając zapomocą paru magnetycznych poruszeń kierunek prądów, przywrócił spokojny sen temu pięknemu ciału, które się gięło złamane, tej główce ociężałej, która opadała na piersi dyszące.
Andrea zdawała się odzyskiwać spokój zupełny, pokrzepiający.
— Zbierz siły — rzekł do niej Balsamo rozkazująco — za chwilę potrzebować będę jeszcze twego jasnowidzenia. O! wiedzo! — dodał z uniesieniem — ty tylko jedna nie zawodzisz! Tobie jednej człowiek powinien wszystko poświęcić. O! Bo-