działem, iż król przeznaczył ten upominek dla panny Taverney, bo go jej głos oczarował, nie powiedziałem jednak wcale, że ja mam jej to doręczyć...
— Nic nie rozumiem, zawołał baron w rozpaczy, tłumacz się jaśniej, bo słowo daję, że głowę tracę...
A!... — rozśmiał się książę, — spadasz naraz z nieba kochanku!...
— Ależ....
— Pamiętaj o tem baronie, że gdy król ofiarowywa prezent kobiecie i obarcza księcia Richelieu tem poleceniem, upominek jest całkiem wyjątkowy. Marszałek Francji nie oddaje pudeł z klejnotami, — to zajęcie pana Lebel. Znasz Lebla, baronie?...
— Któż się więc ma tem zająć?
— Mój przyjacielu — rzekł Richelieu z szatańskim uśmiechem, — mając do czynienia z tak świętą, jak panna Andrea, kobietą, staram się choć w setnej cząsteczce być tak czystym, jak ona, to też otrzymawszy tak delikatne poselstwo do córki, składam je w ręce ojca.... Masz pudełko i oddaj je córce... Czy chcesz.... czy nie?...
— No!.. tak to co innego. Prezent ten, gdy przechodzi w moje ręce, staje się zupełnie naturalnym, ojcowskim....
— Czyż podejrzewałeś Jego Królewską Mość o złe zamiary?..
— Niech mię Bóg zachowa i broni!... Ale co powie świat.... moja córka....
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1385
Ta strona została przepisana.