Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1386

Ta strona została przepisana.

Richelieu wzruszył ramionami.
— Bierzesz, czy nie?
Taverney wyciągnął rękę.
— Przyznaj, że to szczyt moralności, to twoje posłannictwo od króla do córki.... co? Jan-Jakób Rousseau przyznałby bez wahania, iż nieboszczyk Józef... ten co to z Putyfarą... rozpustnikiem jest wobec ciebie....
Marszałek mówił wolno i zupełnie serjo, to też baron uścisnął rękę przyjacielowi.
— Dzięki ci — rzekł serdecznie, — Andrea przyjmie ten podarek.
— Będzie to dopiero wstęp do karjery, baronie.
— Stokrotnie dziękuję, marszałku.
— Jeszcze słówko; nie zdradź się przed nikim o tej łasce, szczególniej przed przyjaciółmi Dubarry. Hrabina gotowa opuścić króla natychmiast i drapnąć gdzie pieprz rośnie. Ja byłbym wtedy zgubiony.... bądź więc dyskretnym, proszę cię o to!..
— Zaufaj mi mój drogi, będę milczał jak grób. Ale podziękuj za mnie Jego Królewskiej Mości.
— Dobrze. W imieniu twojem i czarującej baronówny. Słuchaj Taverney.... Dam ci sposobność podziękowania osobiście; Ludwik XV zaprasza cię do siebie na kolację.
— Mnie?
— No, tak.... ciebie. Będziemy w kółku familijnem: Król, ja i ty pomówimy o cnocie twej Andrei.