Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1397

Ta strona została przepisana.

— Że nie, to nie — potaknął Ludwik XV — przyznaję się otwarcie do tego.
— Ludwik XIV był tymczasem tak nabożnym, iż zdumiewał nawet starszą od siebie panią de Maintenon. Czyż można więc porównać Ciebie, Najjaśniejszy Panie, z Ludwikiem XIV?
Monarcha był wyjątkowo łaskawym tego wieczoru, mowa księcia podobała mu się widocznie.
Richelieu dał znak baronowi, że może mówić.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł Taverney — jakże ci mam podziękować za upominek, ofiarowany mej córce?
— Nie ma za co, baronie, — odparł król; panna de Taverney zwróciła moją uwagę swą pięknością i szlachetną postawą. Gdyby córki moje dobierały sobie teraz otoczenie, panna Andrea pierwsza znalazłaby się na liście dam honorowych. Zdaje mi się, że jej Andrea na imię?
— Tak jest — zawołał uszczęśliwiony baron.
— Śliczne imię! Podoba mi się ta młoda dzieweczka i będę pamiętał o niej. Zdaje mi się, że nie ma wielkiego posagu?
— Niestety!
Więc ja się zajmę jej małżeństwem.
Taverney ukłonił się nisko.
— Wasza Królewska Mość raczyłby szukać męża dla mojej córki?... My tak jesteśmy biedni...
— Zdaje mi się jednak że mamy czas na to; córka pańska jest jeszcze bardzo młodem dzieckiem.