— O! bardzo! boi się ona, a nawet ma wstręt do małżeństwa.
— To zabawne — odezwał się uśmiechnięty Ludwik XV, spoglądając na marszałka i wstając zarazem od stołu.
— Marszałku!
Richelieu zbliżył się do króla, odeszli kilka kroków.
— Czy mała była zadowolona?
— Z czego?
— Z klejnotów.
— Przebacz, Najjaśniejszy Panie, że zniżam głos, ze względu na ojca.
— Więc cóż?
— Że filutka ma wstręt do małżeństwa, to prawda, ale to także prawda, że nie czuje wstrętu do Waszej Królewskiej Mości.
Król kontent był z dyplomaty, który pobiegł do Taverney’a, dyskretnego o tyle, iż gdy zobaczył monarchę, oddalającego się z księciem, wyszedł do sąsiedniej galerji. Udali się do ogrodu. Wieczór był cudowny. Dwóch lokai szło przed nimi z zapalonemi pochodniami; zdala gorzał od świateł pawilon następcy tronu, gdzie podejmowano prawie cały dwór. Muzyka grała menueta, bo zaraz po kolacji rozpoczęły się tańce.
Gilbert, ukryty w gąszczu bzów i buldeneżów, patrzył na cienie, poruszające się na tle zasłon okiennych; rozmowa idących zwróciła na nich uwagę tego nocnego ptaka.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1398
Ta strona została przepisana.