Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1405

Ta strona została przepisana.

Andreo, Andreo — zawołał Filip, tuląc ją do siebie, — może masz co na sercu, może masz jakąś tajemnicą, której nie śmiesz wyjawić?.. Powiedz mi, powiedz mi wszystko.
— Przysięgam ci, że wiesz wszystko.
— Odwagi, biedaczko, coś cię bardzo zmartwić musiało, najdroższa; nie żegnaj mnie tak smutno, nie płacz...
— Masz słuszność — odrzekła, ocierając oczy chusteczką — szalona jestem, wiesz o tem, zawsze miałam nader bujną wyobraźnię, zawsze lubiłam wzdychać i marzyć, przebacz mi, bracie, zmarwiłam cię okropnie; widzisz, już nie płaczę, już się śmieję; dowidzenia zatem, mój drogi, jedyny!
Uścisnęła serdecznie brata i zcałowała łzy z jego oczu. Oficer patrzył na nią z bezbrzeżną miłością brata i jedynego opiekuna zarazem.
— Tak to lubię, śmiej się, aniołku i bądź odważną. Odjeżdżam, ale co tydzień przysyłać będę umyślnego z listem do ciebie, pamiętaj pisywać mi o wszystkiem, co się tu dzieje.
— Dobrze, dobrze, to będzie jedyną moją rozrywką.
— Czy uprzedziłeś ojca o twym wyjeździe?
— Baron sam przyniósł mi od ministra rozkaz odjazdu. Pan de Taverney jest zresztą, siostrzyczko, bardzo z tego zadowolony.
— Jakto? ojciec miałby być kontent z tego, że nas opuszczasz?