Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1416

Ta strona została przepisana.

jej podziękował, w jego imieniu, za uprzyjemnienie wieczoru wszystkim zebranym.
Andrea, zawstydzona komplementami, była tak uroczą, iż Richelieu z zachwytem wpatrywał się w tę cudną twarzyczkę, w tę postać idealną i oczy pełne blasku.
— Król — ciągnął dalej marszałek — przyznał, iż nigdy jeszcze nie widział na swym dworze osoby, obdarzonej takim umysłem, pięknością i talentami.
— Nie mówisz o sercu — zawołał Taverney z przesadą — Andrea jest najlepszą z córek.
— Niestety! drogi przyjacielu — odrzekł, uśmiechając się stary donżuan, — o sercu ty tylko wiedzieć możesz. Czemuż nie mam lat dwudziestu pięciu? Bez namysłu złożyłbym u stóp tej czarodziejki i życie i majątek.
Andrea nie była jeszcze dość obytą, aby dobranemi słowy wyjawić podziękowanie; milczała zatem.
— Monarcha — ciągnął dalej książę — chce podziękować pani za satysfakcję, jaką mu zrobiłaś; ojciec objaśni panią o tem bliżej. A cóż mam odpowiedzieć królowi?
— Racz pan — odrzekła Andrea — zapewnić Najjaśniejszego Pana, iż wdzięczną mu jestem za wszystko, co dla mnie uczynił, zwłaszcza, że czuję, iż nie zasługuję wcale na tak wielką łaskę monarchy.
Richelieu zdawał się być bardzo zadowolonym