— To dar za wspaniały, król się chyba pomylił. Wstydziłabym się nosić to na sobie. Nie mam toalet, do których mogłabym włożyć te kosztowności.
— Skarżysz się? — spytał ironicznie Taverney.
— Nie rozumiesz mnie ojcze... żałuję, że nie będę mogła nosić tych klejnotów.
— Król jest na to dość hojnym i bogatym, aby pamiętać o twych toaletach.
— Ależ ojcze... ja nie pojmuję doprawdy...
— Nie pojmujesz, że mam zasługi, nie łatwo dające się opłacić? bardzo pięknie oceniasz mnie. Andreo.
— Przepraszam cię, mój ojcze, zapomniałam o tem — odrzekła córka cicho, spuszczając głowę; po chwili zamknęła pudełko.
— Nie włożę na siebie tych klejnotów — rzekła stanowczo.
— Dlaczego? zapytał zaniepokojony baron.
— Bo ty i mój brat, ojcze, bardziej niż ja potrzebujecie opieki i łaski królewskiej, a nie chcę nadużywać dobroci monarchy.
Taverney pogłaskał córkę łaskawie.
— Nie zajmuj się nami, dziecko drogie, Najjaśniejszy Pan uczynił dla mnie więcej, niż dla ciebie, Andreo. Jesteśmy w łasce, kochanko, nie wypada, abyś się ukazała na dworze bez tych klejnotów.
— Będę ci posłuszną, mój ojcze.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1418
Ta strona została przepisana.