— Wszak byłam już raz u pana.
— I wymawiasz mi to, żmijko? O! gdyby nie pan de Rafté, nie byłabyś nigdy w Trianon; on z blondynki przeistoczył cię w cudną brunetkę. Teraz, gdy już się tu dostałaś, dajesz schadzki kochankom i to obok stajen królewskich!
— Więc i o tem panu doniesiono? Nieszczęście! zawołała dziewczyna, widząc, iż trzeba zmienić taktykę.
— Wiem o wszystkiem, moje złotko, pani de Noailles także. Zresztą i dzisiaj miałaś schadzkę...
— Przyznaję, ale słowo honoru, ostatnią.
— Nic dziwnego, uprzedziłem cię o niebezpieczeństwie; ale Beausire nie wie o niczem, przyjdzie, zostanie złapany, nie pozwoli się, naturalnie, wziąć za złodzieja i wyzna z dumą, że jest twoim kochankiem.
— Uprzedzę go.
— Zapóźno, biedaczko, to raz, a powtóre przez kogo? Znowu się zdradzisz.
— Niestety! — szepnęła Nicolina z udaną rozpaczą.
— Są więc i wyrzuty sumienia! — zawołał Richelieu.
Subretka zakryła twarz rękami, z pod oka jednak przypatrywała się księciu.
— Zachwycająca jesteś, moja mała, czemuż nie jestem młodszym o lat piętnaście, Ale pomimo wszystko, wyratuję cię, Nicolino.
— Będę panu wdzięczną do śmierci!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1438
Ta strona została przepisana.