otworzyły się i zamknęły, przepuszczając Andreę, która zeszła po schodach bez światła i bez szmeru, jakgdyby kierowała i podtrzymywała ją moc jakaś nadprzyrodzona.
Tak doszła do sieni, minęła Gilberta, o którego otarła się suknią i poszła dalej.
Pan de Taverney spał, La Brie także się położył, Nicolina znajdowała się w innym pawilonie, drzwi u Balsama były zamknięte, wszystko zabezpieczało młodzieńca od wszelkiej niespodzianki.
Uczynił gwałtowny wysiłek dla zapanowania nad sobą samym i podążył za Andreą, krok w krok.
Andrea przeszła przedpokój i udała się do salonu.
Gilbert podążył za nią z rozdartem sercem. Jednakże przy otwartych drzwiach zatrzymał się.
Andrea usiadła na taboreciku przy fortepianie, na którym paliła się świeca.
Gilbert szarpał sobie pierś paznokciami; w tem samem miejscu przed pół godziną ucałował suknię i rękę tej kobiety, a ona nie rozgniewała się na niego wcale; jakież on miał wtedy nadzieje, jakże się czuł szczęśliwym!
Zapewne pobłażliwość dziewczęcia była owocem zepsucia, o jakiem czytał Gilbert w romansach, stanowiących księgozbiór barona.
— Gdyby tak nawet było! — szepnął pod wpływem tej myśli — błogosławić będę to zepsucie, czy też słabość. Skoro anioł rzuca na wiatr swą
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/144
Ta strona została przepisana.