— Dobrze, ale niechże się dowiem nareszcie, o co chodzi.
— Owszem, jeżeliś taka ciekawa... Uciekniesz z panem Beausire!
— Jeżeli pan sobie tego życzysz?...
— Nie żądam niczego, moja mała.
Subretka poznała, że nagli zanadto trochę.
— Czekam na rozkazy, panie marszałku.
— Udasz się do twego kochanka i powiesz mu: „Jesteśmy zdradzeni, nie martw się jednak, mam protektora, który uratuje mnie z Salpêtrière, a ciebie z Saint-Lazare.“
Nicolina patrzyła zdumiona na księcia.
Richelieu zrozumiał, co miało znaczyć to spojrzenie.
— Będę pamiętał o kosztach podróży — powiedział w końcu.
Nicolina milczała.
— Wiem, o czem myślisz, stokrotko.
— Być może, jesteś pan tak domyślnym...
— Myślisz nad tem, zapewne, iż w razie, gdyby panna Andrea potrzebowała cię w nocy i nie znalazła obok siebie, zrobiłby się alarm i zatrzymanoby cię w Trianon.
— Nie o tem myślę; przyznam się panu, iż pomimo wszystko, wolę tu jednakże pozostać.
— A jeżeli schwytają pana Beausire.
— Cóż mnie to obchodzi!
— A gdyby cię wydał?
— To niechaj sobie wyda.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1441
Ta strona została przepisana.