Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1451

Ta strona została przepisana.

— Ja go już jednak na pocztę nie odniosę — mruknęła pokojówka.
Andrea przeczuwała coś niedobrego, więc była smutną nad wyraz.
Subretka patrzyła z pewnym żalem na swoją panią; kilka lat była jednakże przy niej, wszystkie jej wspomnienia łączyły się z domem Taverney’ów. W tej chwili na zegarze wybiła godzina dziewiąta. Beausire już się stawił bezwątpienia, za pół godziny trzeba być gotową.
Z pośpiechem zarzuciła peniuar na ramiona swej pani, wyjęła zręcznie z kieszeni flakonik księcia, nalała szklankę wody, ocukrzyła ją i bez wahania wpuściła dwie krople płynu; woda zmąciła się raptownie, po chwili jednak stała się znów bezbarwną.
— Lampka nocna zapalona, woda przygotowana, suknia już wisi w szafie, proszę panienki, czy mogę się zatem oddalić?
— Dobrze. Dobranoc ci, moje dziecko.
Nicolina ukłoniła się, jak zwykle, i wyszła; za drzwiami westchnęła i przystanęła, mimowoli smutno jej się jakoś zrobiło!
Trwało to zaledwie sekundę; zapewne późno już, pomyślała, i jak dzika sarna rzuciła się w ogród.
Gilbert stał na stanowisku, wiedział, że dziewczyna wrócić ma za dwie godziny. Usłyszał, że zegar pałacowy wybił wpół do dziesiątej.
— Spóźnia się, co to być może? — pomyślał.
Wtem szelest jakiś zwrócił jego uwagę. Nico-