Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1463

Ta strona została przepisana.

Naraz, przy bladem świetle błyskawicy, która przeleciała po niebie, spostrzegł stojącego człowieka z bladą twarzą i ubraniem w nieładzie.
Andrea podążyła wprost ku temu człowiekowi.
Gilbert zaparł dech w piersiach, załamał ręce i, ażeby lepiej widzieć, przykląkł na trawie. Druga błyskawica przecięła w tej chwili obłoki.
Gilbert poznał w nieznajomym doktora Balsamo. Dziwnym jakimś sposobem dostał się on w nocy do Trianon i przyciągał do siebie baronównę, jak wąż ptaszka.
Zbliżywszy się na dwa kroki, młoda dziewczyna zatrzymała się nagle.
Balsamo wziął ją za rękę, a ona drgnęła całem ciałem.
— Czy widzisz? — zapytał.
— Tak — odrzekła — ale ty, ściągając mnie tutaj w ten sposób, wyrządzasz mi straszną krzywdę, zabijasz mnie.
— Przebacz, przebacz — zawołał Balsamo — com ja winien, kiedy straciłem zupełnie głowę i nie jestem już panem siebie. Warjuję, umieram.
— Rzeczywiście cierpisz strasznie — odezwała się młoda kobieta.
— O! cierpię męki nadludzkie i ty jedna możesz mnie pocieszyć, ty jedna, Andreo, możesz mnie uratować, ty jedna tylko...
— Pytaj więc.
— Widzisz więc myślą?
— Doskonale.