wu magnetyzera i wpadła w konwulsje podobne do tych, jakim podlegały Pythie na trójnogu.
Potem straciła do reszty siły.
Grzmoty i szum wichru przerwały ciszą. Szła burza.
Gilbert, ze zwinnością tygrysa, podbiegł do Andrei i schwycił ją w ramiona. Nie namyślając się ani chwili, niósł ją do jej pokoju; zastał drzwi stojące otworem, złożył martwą na kanapie; świeca stała jeszcze na stoliczku, obok szklanki z wodą.
Chłopak zadrżał febrycznie, dotknąwszy ciała ukochanej, lecz pierwsza myśl jego była prawa i czysta; chciał za jaką bądź cenę powrócić do życia tę piękną statuę i szukał oczyma karafki, ażeby ją ocucić.
W tej chwili, gdy wyciągnął rękę po wodę, dał się słyszeć. jakiś szelest. Zdawało mu się, iż ktoś idzie po schodach. Nie mogła to być Nicolina, boć uciekła z oficerem, nie mógł być tembardziej Balsamo, który popędził, jak szalony, do Paryża. Musi to być zatem ktoś obcy.
— Gdyby mię tu ten ktoś zobaczył, wypędzonoby mnie natychmiast — pomyślał chłopak.
A kroki, tłumione burzą, szalejącą na dworze, zbliżały się ciągle.
Gilbert miał tyle przytomności, że zgasił świecę i wybiegł do sąsiedniego pokoju, zajmowanego dotąd przez Nicolinę.
Pokój ten sąsiadował z pokojem Andrei, a miał drzwi oszklone; w przedpokoju paliła się lampka.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1470
Ta strona została przepisana.