— Mianowicie?
— Ale zapewnisz mi pan swoje poparcie?
— Jakiego rodzaju: pieniężne czy osobiste?
— Chcę wstąpić do klasztoru, żądam, aby klasztor ten był dla mnie grobem, właściwie idzie mi o to, aby żadna siła ludzka nie mogła mnie stamtąd wyprowadzić.
— Nie wiele zatem wymagasz pani. Zgadzam się najchętniej.
— Daje mi pan słowo honoru?
— Daję je najuroczyściej.
— Oto jest kasetka; zawiera ona tajemnice które zagrażają królowi i państwu.
— Znasz je więc pani?
— Bardzo powierzchownie; wiem tylko, że istnieją.
— Czy ważne?
— Straszne.
— Tajemnice polityczne?
— Czy nie słyszałeś pan nigdy o istnieniu tajemniczego stowarzyszenia?
— Wolnomularzy?
— Niewidzialnych.
— Słyszałem, ale nie wierzę.
— Gdy otworzysz pan tę kasetkę; to zapewne uwierzysz.
— Ach! — zawołał żywo naczelnik — zobaczmy.
Wziął kasetkę z rąk Lorenzy, a po chwili zatrzymał się i stawiając ją na biurku, rzekł z niedowierzaniem.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1485
Ta strona została przepisana.