Balsamo wszedł z zupełną swobodą.
Pan de Sartines wstał, złożył zimny ukłon hrabiemu, i usiadł na fotelu, krzyżując ceremonjalnie nogi.
Od pierwszego rzutu oka de Sartines zrozumiał powód i cel tej wizyty.
Balsamo zaś, również od pierwszego rzutu oka, spostrzegł na biurku pana de Sartines otwartą, nawpół wypróżnioną, szkatułkę.
Spojrzenie to, choć przelotne, nie uszło uwagi naczelnika policji.
— Jakiemuż szczęśliwemu trafowi zawdzięczam zaszczyt oglądania pana hrabiego u siebie?
— zapytał de Sartines.
— Panie — odrzekł Balsamo z uśmiechem, pełnym uprzejmości — miałem honor być przedstawionym wszystkim panującym, wszystkim ministrom i ambasadorom Europy, nie znalazłszy jednak nikogo, ktoby mnie panu przedstawił, przyszedłem uczynić to sam.
— W samej rzeczy, jak się to szczęśliwie składa. Przybył pan jakby na zamówienie i gdyby pan nie był sam się tu znalazł, sądzę, że byłbym zmuszony zawezwać go do siebie.
— A więc — odparł Balsamo — jakże to dobrze się stało.
Pan de Sartines pochylił się z uśmiechem ironicznym.
— Czemże mogę panu służyć? — ciągnął dalej Balsamo z taką swobodą, że nawet najlżejszy
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1493
Ta strona została przepisana.