Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/150

Ta strona została przepisana.

ku, stanowiły umeblowanie pokoju, do którego Nicolina dodała jeszcze dużą skrzynię, pożyczoną jej przez Andreę, która służyła zarazem za komodę i stół.
Nicolina usiadła na brzegu łóżka, Gilbert na krawędzi skrzyni.
Nicolina, idąc po schodach, uspokoiła się. Teraz, panując nad sobą, czuła się silną. Gilbert, przeciwnie, drżący jeszcze od wewnętrznych wzruszeń, nie mógł odzyskać zimnej krwi i czuł, jak gniew w nim rośnie, w miarę, jak pod działaniem woli zdawał się przygasać u młodej dziewczyny.
Na chwilę zapanowała cisza, Nicolina patrzyła na Gilberta okiem płomiennem i gniewnem.
— Więc to tak — odezwała się — kochasz się w pannie, a mnie oszukujesz?
— Kto ci powiedział, że się kocham w pannie? — odparł Gilbert.
— No, przecie masz z nią schadzkę?
— A któż ci powiedział, że to z nią mam schadzkę?
— Do kogo więc miałeś interes w zamku? Może do czarnoksiężnika?
— A może! Wiesz, że jestem ambitny.
— Powiedz raczej, zawistny.
— To ten sam wyraz, tylko tłumaczony w dobrem lub w złem znaczeniu.
— Nie bawmy się w czcze słówka. Nie kochasz mnie już, wszak prawda?