Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1510

Ta strona została przepisana.

bina Dubarry, szeleszcząc jedwabiami, weszła do gabinetu naczelnika policji.
— Więc to pani, pani! — odezwał się zmieszany de Sartines, przyciskając do piersi otwartą szkatułkę, którą pod wpływem przerażenia pochwycił w drżące dłonie. \ — Dzień dobry, Sartines — powiedziała hrabina z wesołym uśmiechem.
— Dzień dobry, kochany hrabio — dodała zwracając się do Balsama.
I wyciągnęła doń piękną rączkę.
Balsamo pochylił się poufale i złożył pocałunek na tej samej białej dłoni, na której spoczywały tyle razy usta królewskie.
Jednocześnie potrafił szepnąć kilka wyrazów tak umiejętnie i przelotnie, że de Sartines nie mógł nic zauważyć.
— Ale, otóż i moja szkatułka! — zawołała nagle hrabina.
— Jakto, pani szkatułka? — wyjąkał de Sartines.
— A naturalnie — moja własna szkatułka! a pan ją otworzyłeś i nie wstydzisz się wcale?
— Ależ pani!
— Ol doskonale, ja to zaraz pomyślałam... Skradziono mi tę szkatułkę, więc powiedziałam sobie: „Muszę się udać do Sartines’a, on mi ją wynajdzie“. No i właśnie jest już u pana. Dziękuję bardzo.
— I, jak pani widzisz — dodał Balsamo — nawet ją otworzył.