wyjściu, kiedy zobaczył, że pan de Sartines ujmuje za dzwonek.
— Pani hrabino — rzekł, wpijając w swego nieprzyjaciela wzrok, który go przykuł do miejsca — bądź pani taka dobra i oświadcz panu de Sartines, który wielki czuje żal do mnie za to, że żądałem twej szkatułki, jak bardzo odczułabyś, gdyby mnie spotkało jakie nieszczęście za sprawą pana naczelnika policji, i jak źle usposobiłoby to panią hrabinę do niego.
Hrabina uśmiechnęła się do Balsama.
— Słyszysz kochany Sartines, co mówi pan hrabia? to prawda zupełna; pan hrabia jest moim najlepszym przyjacielem i śmiertelną miałabym do pana urazę, gdybyś w czemkolwiek miał nieszczęście mu się nie podobać. Dowidzenia, Sartines!
I tym razem już, hrabina, prowadzona pod rękę przez Balsama, niosącego szatułkę, opuściła gabinet naczelnika policji.
Pan de Sartines patrzył jednak na wychodzących z mniejszą wściekłością, niż się spodziewał Balsamo.
— Dobrze, dobrze — mruczał zgnębiony urzędnik — ty masz szkatułkę, ale w mojem ręku pozostała kobieta.
I jakby chciał ulżyć swojej złości, zaczął dzwonić tak gwałtownie, jakgdyby chciał poobrywać wszystkie dzwonki.
Na donośny dźwięk dzwonka, wbiegł woźny.
— Cóż tam z tą kobietą?
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1513
Ta strona została przepisana.