Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1532

Ta strona została przepisana.

czego żądasz, bez narażenia nas obydwóch na niebezpieczeństwo nawet na zgubą. Postaram się o człowieka, który nam może sprzeda istotę, jakiej żądasz, ale zbrodni nie wezmę na swe sumienie. Oto odpowiedź, jaką ci dać mogę.
— Bardzo delikatna nawet — odrzekł Althotas z gorzkim uśmiechem.
— Tak — mistrzu mój — potwierdził Balsamo.
Althotas zrobił wysiłek, powstał na równe nogi, oparł się obu rękami na poręczach fotelu, a wyprostowany i straszny, zawołał groźnie:
— Tak czy nie?
— Tak, mistrzu, jeśli znajdę; nie, jeżeli nie zdobędę.
— A więc narazisz mnie na śmierć nędzniku; oszczędzisz trzech kropli krwi istoty poziomej i nędznej, a pogrążysz w przepaść na wieki stworzenie tak doskonałe, jakiem ja jestem. Słuchaj, Acharat, ja już nic od ciebie nie żądam i nic ci nie rozkazuję; będę tylko czekał; ale jeśli mnie opuścisz, sam sobie dopomogę. Zrozumiałeś? Możesz sobie odejść teraz.
Balsamo nic nie odpowiedział na te pogróżki, ale przysposobił starcowi wszystko, czego mógł potrzebować; postawił mu pod ręką napój i pokarm ze starannością najwierniejszego sługi, z poświęceniem się synowskiem, potem pochłonięty myślami, zupełnie innemi, niż te, które trapiły Althotasa, spuścił windę, aby się dostać do siebie, nie zwra-