— Utrzymujesz zatem — rzekł po chwili, — że przemiana metali jest niemożliwą?...
— Stanowczo jest niemożliwą.
— Cóż powiesz jednak na brylant?...
— O!... brylant to co innego.
— Więc brylant można zrobić?...
— Tak; bo zrobić brylant sztuczny, nie znaczy przeobrazić jedno ciało w drugie, ale dokonać zwyczajnego procesu na znanym pierwiastku. Sama natura daje nam codziennie przykłady takich przeobrażeń.
— Więc znasz ciało z którego formują się brylanty?...
— Naturalnie, brylant, to czysty węgiel skrystalizowany.
— Balsamo był jakby oszołomiony; olśniewające, niespodziewane światło ukazało się oczom jego; zakrył je oburącz, jakby z obawy, aby go ta nagła światłość nie oślepiła.
— O!... Boże, Boże, zanadto szczęścia dziś mnie spotyka; coś złego widać mi grozi. Boże mój, jakiż jest pierścień dość drogocenny, który wrzuciłbym w głębiny morza, aby okupić się twej zazdrości... Dość, dość na dziś Lorenzo.
— Czyż nie jestem twoją, rozkazuj, rządź mną.
— Tak, tak, ty jesteś moją, moją na wieki, chodź!... chodź!...
— Balsamo, porwawszy w objęcia Lorenzę, wyniósł ją z laboratorjum, przebiegł przez pokój, futrami wybity, i, nie zwracając uwagi na lekkie
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1546
Ta strona została przepisana.