odmienną wartość i różne zdolności. Według tego, czy mniej czy więcej rozwijają się te zdolności, oddalają się jedni od drugich.
— A ponieważ ty masz je bardziej rozwinięte niż ja, więc oddalasz się odemnie?
— Naturalnie. Jeszcze nie rozumujesz, ale już rozumiesz.
— Tak, tak! — wykrzyknęła Nicolina zrozpaczona — tak, rozumiem.
— Co rozumiesz?
— Że jesteś nieuczciwym człowiekiem.
— Być może. Wielu ludzi rodzi się z instynktami złemi, lecz wola je poprawia. Pan Rousseau także się urodził ze złemi popędami, jednak się poprawił. Będę naśladował pana Rousseau.
— O! mój Boże, mój Boże! — rzekła Nicolina — jak mogłam kochać takiego człowieka?
— To też nie kochałaś mnie — podchwycił zimno Gilbert — podobałem ci się tylko i nic więcej. Przybyłaś z Nancy i widziałaś tylko seminarzystów, którzy ci się wydawali smiesznymi, albo wojskowych, których się bałaś. Myśmy byli oboje młodzi, oboje niewinni, i oboje pragnęliśmy już takimi nie być. Głos natury odzywał się w nas nieprzeparcie. Przez dwa miesiące żyliśmy, zamiast wegetować. Ale czyż dla tego, że dzięki sobie wzajemnie byliśmy szczęśliwi przez dwa miesiące, mamy się nawzajem unieszczęśliwić na zawsze. Cóż znowu, Nicolino.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/155
Ta strona została przepisana.