sto z drugiej strony. Po środku wije się rzeka, przepływając pod murami wielkiego zamku.
— Tak jest, Lorenzo. To lasek du Vésinet, miasto Saint-Germain i zamek de Maisons. Wstąpmy do pawilonu pałacowego.
— Dobrze, wchodzimy.
— Cóż widzisz?
— Na wstępie, w przedpokoju, małego murzynka, śmiesznie przybranego i zajadającego cukierki.
— Zamor, tak to on. Idźmy dalej.
— Sala pusta, wspaniale umeblowana, nad drzwiami wyobrażenia bogiń i amorków.
— Czy jest kto w salonie?
— Niema nikogo.
— To idźmy, idźmy ciągle dalej.
— Ach! jesteśmy w cudownym buduarze, niebieskim atłasowym na meblach kwiaty o barwach naturalnych.
— Czy także próżny?
— Nie, kobieta spoczywa na szezlongu.
— Kto jest ta kobieta?
— Poczekaj...
— Czy ci się nie wydaje, żeś ją kiedyś widziała?
— Ach! tak, tutaj; toż to hrabina Dubarry.
— Tak jest, tak jest Lorenzo; ach! ja chyba oszaleję; a co robi ta kobieta?
— Myśli o tobie Balsamo.
— O mnie?
— Tak.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1550
Ta strona została przepisana.