— Był już raz — powtórzyła hrabina — i o mało nie padłam ofiarą spisku, świetnie osnutego, w którym i pan udział brałeś...
— Ja, w spisku przeciw pani, hrabino? Nigdy.
— Więc to nie ty, hrabio, dałeś ten napój księciu de Richelieu?
— Jaki napój?
— Napój, który każe kochać zapamiętale?
— Nie hrabino, ten napój sam Richelieu przyprawia, bo ma nań oddawna receptę. Ja dałem mu tylko zwyczajny narkotyk.
— Doprawdy?
— Słowo honoru.
— Czy nie mógłbyś, kochany hrabio, przypomnieć sobie dokładnie, kiedy książę zgłaszał się tu po ów narkotyk; byłoby to bardzo ważną wskazówką dla mnie.
— W ostatnią, zdaje mi się, sobotę... w wigilję dnia, w którym miałem zaszczyt przesłać hrabinie przez Fryca bilecik z prośbą, abyś w mojej sprawie przybyła do Sartines’a.
— W wilję tego dnia — zawołała Dubarry — w wilję tego dnia, w którym widziano króla, udającego się do panny Taverney?... O! teraz wszystko rozumiem.
— Jeśli to rozumiesz, hrabino, to wiesz, że żadnej innej roli tam nie grałem.
— Narkotyk ten nas ocalił.
Balsamo znów nic nie wiedział.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1559
Ta strona została przepisana.