Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1561

Ta strona została przepisana.

ne, zapewniają, że widziano Jego Królewską Mość, zmierzającą do apartamentów panny Andrei.
— Wiem, gdzie mieszka; ale cóż z tego?
— A! cóż z tego... za daleko chcesz się posunąć, hrabio! Wiesz, że niebezpiecznie jest śledzić monarchę, gdy ten nie chce być widzianym.
— Ale cóż wreszcie?
— Nakoniec, mogę ci to tylko powiedzieć, że Jego Królewska Mość w burzliwą noc powrócił do Trianon, blady, drżący, w gorączce, dochodzącej do maligny.
— Przypuszczasz pani zatem — dodał Balsamo z uśmiechem — że to nie sama burza napędziła tego strachu Najjaśniejszemu Panu?
— Naturalnie, bo i kamerdyner słyszał, jak wykrzyknął po kilka razy: umarła, trup, trup.
— Co? — zawołał Balsamo.
— Sprawił to właśnie narkotyk. Trup robi zawsze na królu szalone wrażenie, bo mu nasuwa myśl o śmierci. Znalazł pannę Taverney, pogrążoną w śnie niezwykłym, nienaturalnym i sądził, że umarła.
— Tak, tak, była jakby umarła — rzekł Balsamo — przypomniawszy sobie, że uciekając, zapomniał jej rozbudzić. Taki tak! — A potem hrabino, cóż potem?
— Nikt już nie wie, co się działo tej nocy, to jest na początku tej nocy. Powróciwszy do siebie, król wpadł w silną gorączkę, dostał ataków nerwowych, które nad ranem dopiero przeminęły,