pieczeństwa, zaczęła Dubarry, — sądzę, że i ja nawzajem uratowałam cię od katastrofy.
— Mnie? powtórzył Balsamo, ukrywając głębokie wzruszenie; jakkolwiek i tak jestem ci mocno wdzięczny, hrabino, radbym wiedzieć jednakże o jakiej mówisz katastrofie...
— O owej szkatułce pańskiej.
— Cóż tam w niej było?
— Mnóstwo cyfr i znaków, które pan de Sartines kazał w swem biurze przetłumaczyć i objaśnić kilku specjalistom w tym względzie. Każdy z nich uważnie odcyfrował, a wszystkie tłumaczenia zgadzały się najzupełniej. Pan de Sartines, obładowany tem wszystkiem, przybył do Wersalu do króla, właśnie w czasie mojej tam obecności.
— O! o! i cóż król powiedział? Król najprzód się zdziwił, potem przeraził. Ludwik XV słucha zawsze nadzwyczaj chętnie raportów o niebezpieczeństwach. Od czasu owej sprawy scyzorykowej Damiens’a, słowo: „baczność“ wywiera nań wpływ magnetyczny.
— Więc pan de Sartines oskarżył mnie o spisek?
— Przedewszystkiem próbował mnie usunąć; ale oparłam mu się stanowczo, oświadczając, że nikt nie jest bardziej ode mnie przywiązanym do króla, nikt więc niema prawa usunąć mnie, gdy idzie o grożące mu niebezpieczeństwo. Pan de Sartines nalegał, ale ja się opierałam; tak, że w końcu król, patrząc na mnie w sposób, na którym się znam doskonale, rzekł:
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1563
Ta strona została przepisana.