Balsamo odetchnął.
— A jakżeż brzmiał ów żarcik, hrabino?
— „Ponieważ oskarżają mnie, że głodzę naród, — rzekł, — mam tylko jedną na to odpowiedź: żywmy go“.
— „W jaki sposób, Najjaśniejszy panie? — zapytał Sartines.
— „Biorąc żywienie tych wszystkich, co podobne wieści rozgłaszają, na mój rachunek, a w dodatku ofiarując im jeszcze bezpłatny lokal w zamku moim Bastylji“.
Balsamo uczuł, że mu mrowie przeszło po skórze, ale nie przestał się uśmiechać.
— I cóż potem? — zapytał znowu.
— Potem król jakby się mnie radził spojrzeniem.
— Najjaśniejszy Panie — rzekłam wtedy — nie uwierzę nigdy, aby te małe czarne plamki, o których mówił pan de Sartines, miały dowodzić, iż jesteś złym monarchą. Szef Policji chciał mi przerwać, alem dorzuciła:
— Nie wierzę również wcale, aby sekretarze pana de Sartines dokładnie to pisma odcyfrowali.
— I cóż król na to, hrabino? — spytał Balsamo.
— Oświadczył, że mogę mieć rację tak jak i minister policji.
— A potem?
— Potem przygotowano masę rozkazów uwięzienia, w które wpisywano różne nazwiska; pan de Sartines usiłował przemycić twoje, kochany hrabio, ale stałam na straży i powstrzymałam go jednem słowem:
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1565
Ta strona została przepisana.