Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1570

Ta strona została przepisana.

chanka; miałażby znowu uciec, pewniejsza tym razem powodzenia, bo już nauczona pierwszą próbą?...
Balsamo na tę myśl podskoczył z bólu i zadzwonił na Fryca. Ponieważ Fryc opóźniał się, jakby na złość, wybiegł naprzeciw i spotkał się z nim na krytych schodach.
— Signora? — rzekł.
— Co, signora? — zapytał Fryc, miarkując po niepokoju swego pana, że coś niezwykłego się stało.
— Czyś jej nie widział?
— Nie, panie.
— Nie wychodziła?
— Skąd?
— No z domu?
— Nikt nie wyszedł, prócz hrabiny, za którą dopiero właśnie bramę zamknąłem.
Balsamo cofnął się, jak szalony. Wyobraził sobie, że młoda kobieta, tak różna dziś od tej, jaką była przedtem, w przystępie żartobliwego humoru ukryła się w jakim kącie i obserwuje jego przerażenie i bawi się trwogą jego serca, aby go uspokoić następnie.
Rozpoczął drobiazgowe poszukiwania.
Żadnego kącika nie pominął, żadnej szafy nie zapomniał, żadnego parawanu nie pozostawił w spokoju. W zajadłem tem poszukiwaniu widać było człowieka, zaślepionego namiętnością; szaleńca, który nic przed sobą nie widzi; pijanego, który się zatacza. Nie widząc żadnej rady, nie zdobył się