Owi, niby słudzy, wkroczyli na podwórzec i korytarze, a niby panowie do salonu, co wszystko nie zapowiadało Frycowi nic dobrego.
Oto dlaczego zerwał dzwonek.
Balsamo, bez zdziwienia, bez wszelkiego przygotowania, wszedł do salonu, oświetlonego jak zwykle przez Fryca.
Zobaczył pięciu mężczyzn, siedzących na fotelach.
Gdy wszedł, ani jeden nie powstał.
On zaś, pan domu, oddał im grzeczny ukłon. Dopiero wtedy wstali i odkłonili mu się.
Balsamo przysunął sobie fotel i usiadł naprzeciw nich, nie spostrzegając, lub nie chcąc widzieć, że widok całego towarzystwa razem był nieco dziwny.
Bo w rzeczy samej, pięć foteli tworzyło półkole, na wzór starożytnych trybunałów, z prezydującym w pośrodku i dwoma sędziami z każdej strony, fotel zaś Balsama naprzeciw prezydującego zajmował miejsce, przeznaczane zwykle dla podsądnego.
Balsamo nie rozpoczął pierwszy rozmowy, jakby był uczynił w każdym innym razie; patrzył, prawie nie widząc, ciągle jakby nieprzytomny pod wpływem ciosu.
— Zrozumiałeś nas, jak widać, bracie — rzekł przewodniczący, to jest ten, który zajmował fotel środkowy. — Jednakże ogromnie opóźniałeś swe; przybycie i już zastanawialiśmy się nad tem, czy wysłać kogo, ażeby cię poszukał?
— Nie rozumiem pana — rzekł poprostu Balsamo.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1587
Ta strona została przepisana.