Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1598

Ta strona została przepisana.

racie wróć więc, nie uczynię ci nic złego, przeciwnie, ja ci dużo dobrego zrobić mogę... Acharat! zamiast mnie opuszczać, czuwaj nad mojem życiem, a wszystkie moje skarby, wszystkie moje tajemnice będą twojemi; zatrzymaj we mnie życie Acharacie, zatrzymaj dla swego dobra... słuchaj!... słuchaj!... patrz!...
I wskazywał oczami i drżącym palcem miljony przedmiotów, papierów i zwojów, rozrzuconych po całej komnacie.
Potem czekał chwilę nasłuchując, a siły go coraz więcej opusczały.
— A!... nie wracasz — mówił; — zdaje ci się, że ja także umrę?... zdaje ci się, że wszystko posiędziesz, dzięki temu morderstwu!... Nikczemniku bezrozumny!... Choćbyś nawet zdołał czytać rękopisy, które ja tylko jeden umiałem odcyfrować; choćbyś nawet posiadał zapas wiedzy dostateczny na życie dwóchsetletnie, to i tak nic nie oddziedziczysz po mnie! Acharacie, zatrzymaj się, powróć powróć, choćby na chwilę tylko, abyś był świadkiem ruiny, jaką gotuję całemu temu domowi, abyś przypatrzył się pięknemu widokowi, jaki się oczom twoim przedstawi. Acharacie!... Acharacie!... Acharacie!...
Echo mu tylko odpowiadało, bo Balsamo stal wtedy przed sądem, oglądającym ciało zamordowanej Lorenzy.
Rozpacz zdwajała w nim siły, krzyki opuszczonego starca stawały się coraz ostrzejsze, rozlegały się po korytarzach i szerzyły przestrach i grozę,