Książę de Richelieu, w sypialni swej w apartamentach Wersalu, pił właśnie czekoladę z wanilją, a przy nim siedział pan Rafté, przedstawiający rachunki.
Książę, zajęty swą powierzchownością, patrzył nieustannie w zwierciadło i zaledwie zwracał uwagę na to, co mu odczytywał sekretarz.
Naraz szmer kroków w przedpokoju, zapowiedział wizytę; książę połknął prędko resztę czekolady i spojrzał z obawą w stronę drzwi.
Książę de Richelieu miał godziny, w których, jak stare kokietki, nie lubił przyjmować nikogo.
Kamerdyner zaanonsował pana de Taverney.
Książę miał właśnie na myśli jakąś wymówkę, odkładającą wizytę na inny dzień lub inną godzinę przynajmniej, gdy nagle drzwi się otworzyły i baron wbiegł do pokoju, podał końce palców księciu i rzucił się na kanapkę, która aż jękła, tak ruch był gwałtowny.
Richelieu, patrzył zdumiony na swego przyjaciela. Posłyszał trzask kanapki, ciężkie westchnienia i zwracając się do gościa i rzekł:
— Cóż tam nowego baronie?... wydajesz mi się smutnym straszliwie!...
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1603
Ta strona została przepisana.
CXXXIII
ZSTĘPUJEMY NA ZIEMIĘ