— Czy zechcesz zostać podczas mej toalety, baronie?
Taverney zrozumiał, że nie zobowiązałby tem wcale swego przyjaciela.
— Nie, mój kochany, nie mogę w żaden sposób, muszę być koniecznie na mieście. Naznacz mi rendez-vous, gdzie ci się podoba.
— W zamku, zatem.
— Niech będzie w zamku.
— Wypada nawet, abyś i ty widział się z Jego Królewską Mością.
— Sądzisz — rzekł Taverney zachwycony.
— Wymagam; chcę abyś sam się przekonał o mej życzliwości.
— Nie wątpię o niej, ale jeżeli sobie życzysz?...
— Ty to bardzo lubisz, hę?
— No tak, jestem szczery.
— A więc bądź w galerji lustrzanej o jedenastej.
— Dobrze, dowidzenia!
— Dowidzenia; tylko mój baronie, nie gniewaj się — dodał Richelieu, nie mający zwyczaju nigdy w niczem narażać się osobom, których moc i wpływy nie były mu jeszcze dostatecznie znane.
Taverney wsiadł do karety i odjechał, aby w samotności i zamyśleniu używać przechadzki po ogrodzie. Richelieu tymczasem, oddawszy się w ręce swych szatnych, fryzjerów i kamerdynerów, zajęty był całkiem ważną kwestją odmłodzenia się, wymagającą przynajmniej dwóch godzin czasu.
Było to i tak krócej, niźli przypuszczał Taverney, który pilnie obserwując pałac, widział, jak
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1609
Ta strona została przepisana.