Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1625

Ta strona została przepisana.
CLXXXV
ZEMDLENIE ANDREI

Taverney, oprzytomniawszy i pojąwszy tu, co nazywał swojem szczęściem, zrozumiał, że potrzeba było koniecznie zasięgnąć bliższych wyjaśnień u pierwszej przyczyny tych zaburzeń. Wrząc tedy gniewem, zwrócił się ku mieszkaniu Andrei.
Młoda dziewczyna kończyła właśnie toaletę i podnosząc zaokrąglone wdzięcznie rączki, przygładzała za uchem sploty nieposłusznych włosów. Usłyszała kroki ojca w przedpokoju w chwili, kiedy z książką pod pachą, już zamierzała przestąpić próg mieszkania.
— Dzień dobry Andreo, wychodzisz?
— Tak, ojcze.
— Sama?
— Jak widzisz.
— Więc jeszcze jesteś samą?
— Od czasu zniknięcia Nicoliny nie mam panny służącej.
— Ale ty się nie umiesz ubrać Andreo; osoba