z których jeden wiódł za nią jakby strwożonem, niespokojnem spojrzeniem.
Był to Gilbert i pan de Jussieu.
Pierwszy, wsparty na rydlu, słuchał uczonego profesora, tłumaczącego mu jak podlewać delikatne rośliny w ten sposób, aby woda nie stała.
Gilbert zwyczajnie słuchał wykładów chciwie, a pan Jussieu uznawał ten jego zapał do wiedzy; wykład był świetny, biedny jednak ogrodnik nie był w stanie ocenić w tej chwili uroku lekcji wielkiego mistrza, prowadzonej na łonie natury.
Masz tu moje dziecię, masz tu, jak widzisz, cztery gatunki ziemi — mówił pan de Jussieu — ale gdybym chciał, odnalazłbym przymieszkę dziesięciu innych. Dla uczącego się atoli ogrodniczka taka klasyfikacja byłaby za subtelna. W każdym razie, hodowca kwiatów musi próbować ziemię tak, jak sadownik musi próbować owocu. Wszak rozumiesz mnie Gilbercie?
— Tak jest panie — odpowiedział chłopak z oczami w jeden punkt wpatrzonemi, z ustami otwartemi, bo zobaczył Andreę, którą mógł swobodnie obserwować, stojąc na swojem miejscu i nie zdradzając się przed profesorem, że jego wykład nie był znów z takiem nabożeństwem słuchany.
— Aby poznać ziemię — ciągnął dalej pan de Jussieu — trzeba nasypać jej na sitko, połać ostrożnie, po wierzchu, trochą wody i próbować gdy przecieknie przefiltrowana przez tę warstwę. Smak słony, cierpki, mdły z zapachem lub bez, jest wska-
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1632
Ta strona została przepisana.