Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1641

Ta strona została przepisana.

i dusznem mieszkaniu; jednem słowem nie bądź śmieszną, ani przesadną w miłości lub bezinteresowności.
— Ależ, ojcze!...
— Powiedz to królowi zaraz, dzisiejszego wieczora jeszcze.
— Ale gdzież chcesz, abym się z królem widziała?
— Może jesteś zdania, że nie wypada, aby Jego Królewska Mość przychodził...
W chwili właśnie kiedy Taverney wymawiał te słowa i miał zapewne dodać jakiś więcej przekonywujący argument, który byłby podniósł burzę, zbierającą się w piersi Andrei, i wyjaśnił tajemniczość położenia, dały się słyszeć kroki na schodach.
Baron urwał natychmiast i wstał, aby zobaczyć, kto idzie do córki.
Jednocześnie Andrea zobaczyła ze zdziwieniem, że ojciec wyprostowany, stanął u wejścia w postawie pełnej uszanowania.
W tej samej chwili ukazała się delfinowa w towarzystwie czarno ubranego mężczyzny.
— Ach! Wasza Wysokość!... — zawołała dziewczyna, zbierając wszystkie siły, aby postąpić naprzeciw księżnej.
— Przyprowadzam mojej chorej na pociechę doktora. A!... pan de Taverney — dodała, spostrzegając barona, — córka pańska jest chorą, nie otaczasz tego dziecka potrzebną troskliwością.
— Wasza Wysokość... — wybełkotał baron.