Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1647

Ta strona została przepisana.

wałby właściwego powodu tego nawrócenia się; prawdziwie, jakem Dubarry, ty tylko książę potrafisz inscenizować takie pożegnania i takie powitania; Molé, nawet Molé, jest drewnianym aktorem w porównaniu z tobą.
— Więc nie wierzysz, hrabino, że przyciągnęło mnie serce?... Hrabino, strzeż się, bo będę miał złe pojęcie o tobie; nie śmiej się, bo nazwę cię Piotrem... A Piotr znaczy opoka, ale nic na tobie nie zbuduję.
— Nawet maleńkiego ministerjum.
Hrabina po raz drugi wybuchnęła śmiechem ze szczerością, której nie starała się wcale ukrywać.
— Dobrze, a więc bij, bij — mówił Richelieu, nadstawiając się, jestem już stary, bezbronny, nie poradzę nic; nadużywaj przemocy, możesz zrobić sobie tę przyjemność bez niebezpieczeństwa.
— Strzeż się, hrabino — rzekł d‘Aiguillon — bo jeśli mój wuj raz ci jeszcze nadmieni co o swej bezsilności, jesteśmy napewno straceni. Przyznaj, owszem szczerze, że jesteśmy zachwyceni tym powrotem.
— Ależ tak, tak, i na dowód tego, na tę intencję każemy strzelać z moździerzy i palić ognie sztuczne; wiesz wszakże o tem, książę?
— Nic nie wiem, pani hrabino — odparł marszałek z naiwnością dziecinną.
— Przy sztucznych ogniach bywa zwykle kilka peruk osmalonych, kilka kapeluszy uszkodzonych...