niż czytać, gdy naraz duży cień zasłonił mu resztę światła dziennego.
Podniósł głowę, a zobaczywszy tuż przed sobą stojącego mężczyznę, zapytał:
— A co takiego?
— Czy z panem doktorem Louis mam zaszczyt?
— Tak jest, panie — odpowiedział, składając książkę.
— Proszę o chwilkę rozmowy, jeśli łaska.
— Wybacz pan, ale muszę stawić się bezzwłocznie u księżnej delfinowej, nie mogę jej kazać czekać na siebie.
— Panie! — zawołał Filip z błagalnym ruchem, zastępując drogę panu Louis, — osoba, dla której pozyskać chcę opiekę pańską, należy do dworu Jej Królewskiej Mości i cierpi bardzo.
— O kim pan mówisz, przedewszystkiem?...
— O osobie, do której Jej Wysokość osobiście zaprowadziła pana.
— A! o pannie Taverney.
— O niej, szanowny panie...
— Aha! — wyrzekł doktór, obrzucając młodego człowieka badawczem spojrzeniem.
— Wie pan wszakże, że jest bardzo cierpiąca.
— Ma ciągłe mdłości, nieprawda?
— Tak jest, panie, co chwila traci przy tem przytomność; w przeciągu zaledwie kilku godzin trzy czy cztery razy padła mi bez życia na ręce.
— Więc jest gorzej tej młodej damie?
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1678
Ta strona została przepisana.