— O!... panie, kochanek czy mąż, nie będzie nigdy kochał siostry mej głębszem niż moje uczuciem.
— W takim razie rozumiem, że przypuszczenie moje dotknęło pana boleśnie, wybacz mi pan i pozwól się pożegnać.
— Doktorze, nalegał Filip, błagam cię, nie opuszczaj mnie dopóki mnie nie uspokoisz co do stanu zdrowia mej siostry.
— Cóż pana jednak tak znowu zaniepokoiło?...
— Ależ to, co sam widziałem, proszę pana.
— Widziałeś symptomaty, zdradzające chorobę?...
— Bardzo poważną, doktorze.
— To rzecz względna, proszę pana.
— Doktorze, w tem wszystkiem kryje się coś szczególnego; mówisz pan, jakbyś nie chciał, czy nie miał odwagi wyznać mi szczerej prawdy.
— Przypuść pan lepiej, że mi strasznie pilno do delfinowej, która oczekuje...
— Doktorze, doktorze — mówił Filip, ocierając ręką pot spływający mu z czoła — więc wziąłeś mnie za kochanka panny de Taverney?...
— Tak, ale pan mnie wywiodłeś z błędu.
— Przypuszczasz jednak, że panna Taverney ma kochanka?...
— Wybacz pan, ale nie czuję się obowiązany zdawać sprawy z moich myśli.
— Doktorze, zlituj się nade mną! doktorze, rzuciłeś słowo, które utkwiło mi w sercu, jak ostrze
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1680
Ta strona została przepisana.