Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1682

Ta strona została przepisana.

— Tak, tak, ale odgaduję pana milczenie, śledzę myśl pańską, gonię za nią po ciemnej i strasznej drodze, po której idzie; wstrzymaj mnie, zawróć, jeżeli się błąkam przypadkiem...
— Żegnam pana — odrzekł doktór głosem wzruszonym.
— Nie, nie, pan mnie nie opuścisz nie powiedziawszy mi: tak, lub nie. Jedno jedyne słowo, błagam cię, zaklinam cię, doktorze.
Pan Louis przystanął zakłopotany.
— Panie — odrzekł — co przed chwilą dopiero wywołało tę fatalną pomyłkę, która tak pana zraniła?
— Nie mówmy o tem panie.
— Przeciwnie, mówmy o tem; przed chwilą, może zapóźno trochę, powiedziałeś mi pan, że panna de Taverney jest siostrą pańską. A poprzednio, z uniesieniem, które spowodowało mą pomyłkę, powiedziałeś pan, że kochasz ją więcej, niż własne życie.
— Prawda.
— Jeżeli pańska miłość jest tak silną, panna Andrea powinna odpłacić się panu wzajemnością?...
— O!... panie, Andrea kocha mnie także, jak nikogo na świecie.
— W takim razie wróć pan i zapytaj jej; badaj ją w tej sparwie, o której ja zamilczeć muszę; a jeżeli kocha pana, tak jak pan ją kochasz, w takim razie odpowie szczerze na zapytania. Są rzeczy, które się mówi bratu-przyjacielowi, a których