nie chce się powiedzieć doktorowi, Może siostra zechce panu coś powiedzieć; ja nie chciałbym nasunąć nawet przypuszczenia. Dowidzenia!...
I doktór zawrócił się w stronę zamku.
— O!... nie, nie, to niepodobna!... — wołał Filip, oszalały z bólu, głosem od łkań przerywanym, głosem, rozdzierającym mu piersi — ja widać źle słyszałem. Niepodobna, żebyś mi to chciał powiedzieć!
Doktór usunął się delikatnie i rzekł ze współczuciem.
— Zrób pan tak, jak ci poradziłem — i wierz mi, że nie pozostaje nic lepszego.
— Pomyśl pan jednakże tylko, że uwierzyć w to, to rozwiać wiarę całego życia, to oczernić anioła, to Boga wyzywać, doktorze! Powiedz mi pan zdanie swoje otwarcie...
— Żegnam pana.
— Doktorze!... — zawołał Filip z rozpaczą.
— Panie Taverney, bądź pan ostrożnym, rzekł Louis, — jeżeli będziesz w ten sposób postępował, rozgłosisz przed wszystkimi to, co ja poprzysiągłem zachować w tajemnicy przed światem, co chciałem ukryć nawet przed panem.
— Tak, tak, masz rację, panie doktorze — powiedział Filip tak cicho, że zaledwie szept pochwycić się dało; — ale przecież człowiek może się zawsze omylić i panu mogło się to zdarzyć.
— Zapewne panie, ale jestem człowiekiem
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1683
Ta strona została przepisana.