przysięgam, że nie będę miała najmniejszej nawet pretensji.
Filip popatrzał na siostrę, powstał wzburzony i wielkimi krokami zaczął przebiegać pokój.
W zarzucie, jaki miał stawić Andrei i w spokoju młodej dziewczyny, było tak dziwne przeciwieństwo, że nie wiedział co ma myśleć.
Andrea, ze swej strony, patrzyła ze zdziwieniem na brata, sztywniała wobec uroczystego nastroju, tak różnego od słodkiej braterskiej wyższości, której się zwykle chętnie poddawała.
Nie czekając słów jego, wstała, ujęła go pod rękę i rzekła, patrząc mu prosto w oczy ze słodyczą niewymowną:
— Filipie, patrz na mnie tak, jak ja na ciebie!...
— Owszem, tego pragnę — mówił, zatapiając w niej błyszczące spojrzenie — cóż mi chcesz powiedzieć?....
— Chcę ci powiedzieć, że byłeś o moje uczucia zawsze trochę zazdrosny, jak zresztą i ja o twoje; więc popatrz na mnie, jak ci mówię. Czy widzisz tajemnicę w moich oczach?...
— Widzę, widzę... — zawołał — Andreo, ty kochasz kogoś?...
— Ja?... — krzyknęła z akcentem takiego zdziwienia, że najzręczniejsza komedjantka nie potrafiłaby tak udać — i śmiać się zaczęła.
— Ja kogoś kocham? — powtórzyła.
— W takim razie jesteś kochaną?
— Tem gorzej, bo jeżeli ten ktoś nie dał mi
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1690
Ta strona została przepisana.