ale mylisz się pani. Jesteś pani przy nadziei! w odmiennym stanie!
Andrea wydała straszny okrzyk i padła nieprzytomna na sofę.
Jednocześnie drzwi z trzaskiem otworzyły się i wpadł Filip ze sztyletem w ręku, z oczami, krwią nabiegłemi, drżącemi wargami.
— Nędzniku — zaryczał — kłamiesz!
Doktór zwrócił się zwolna do młodego człowieka, trzymając rękę na zamierającym pulsie Andrei.
— Powtarzam, co już raz powiedziałem, pańska szpada nie zmusi mnie do kłamstwa.
— Doktorze! — zawołał Filip rozpaczliwie, opuszczając szpadę.
— Chciałeś pan, abym zbadał panią powtórnie — zbadałem więc i mam teraz pewność zupełną, niczem nie zachwianą. Przykro mi to bardzo, bo pan wzbudziłeś we mnie tyle sympatji, ile wstrętu ta młoda osoba, tak uparta w swojem kłamstwie.
Andrea pozostała nieruchoma, ale Filip się poruszył.
— Jestem ojcem rodziny, szanowny panie — ciągnął dalej doktór — i dobrze pojmuję, co pan cierpisz. Służę więc panu swą pomocą i najbezwzględniejszą dyskrecją. Słowo moje jest zawsze święte, cenię je więcej, niż życie.
— Panie doktorze, to niepodobna!
— Nie wiem, czy to niepodobne do wiary, ale wiem, że prawdziwe. Dowidzenia, panie de Taverney.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1698
Ta strona została przepisana.