Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1699

Ta strona została przepisana.

I doktór z tym samym spokojem i powagą odwrócił się i spojrzał raz jeszcze ze współczuciem na młodego człowieka, wijącego się w bólu, na człowieka, który w chwili, kiedy drzwi się zamknęły, padł złamany rozpaczą, o dwa kroki od Andrei.
Po chwili Filip powstał, pozamykał drzwi od korytarza i od pokoju, pozamykał okna i zbliżył się do Andrei, wodzącej błędnem okiem dokoła.
— Nikczemnie i głupio postępowałaś ze mną rzekł, załamując ręce; — nikczemnie, bo jestem bratem twoim, bo kochałem cię i szanowałem nad wszystko, bo powinnaś mi była odpłacić się wzajemnością; głupio, bo hańbiąca tajemnica jest dziś w ręku osoby trzeciej. Gdybyś mi była odrazu wyznała w jakim stanie się znajdujesz, byłbym ci oszczędził wstydu, jeśli nie przez miłość, to przez egoizm, boć i sobie zarazem bym go oszczędził. Twój honor, póki nie jesteś zamężną, jest honorem wszystkich osób tego nazwiska, które nosisz, a raczej które plamisz. Odtąd nie jestem już twoim bratem, skoroś sama wyrzekła się tego, teraz jestem tylko interesowanym, który chce wyrwać ci twą tajemnicę, aby się mógł pomścić za ciebie. Powtarzam ci zatem, ponieważ byłaś na tyle podłą, że się dopuściłaś zbrodni, zostaniesz, jako podła, ukaraną. Wyznaj mi twój występek, albo...
— Groźby — zawołała wyniośle Andrea — groźby względem kobiety?...
I powstała dumna i blada.
— Grozisz mnie, która nie wiem o niczem, któ-