Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1701

Ta strona została przepisana.

na; tyś szlachetny, dobry, nieskalany, ty, którego nikt nie oskarża, żyj i żałuj mnie, lituj się nade mną, ale nie przeklinaj.
— Siostro moja, na Boga! na przyjaźń dawniejszą naszą zaklinam cię, nie lękaj się niczego, nie lękaj się ani o siebie, ani o tego, którego kochasz; będzie on świętym dla mnie, bez względu na to kimkolwiek jest, choćby to był wróg mój najzaciętszy, choćby ostatni z łudzi. Ale zresztą ja nie mam nieprzyjaciół, a twe serce i dusza tak są szlachetne, że musiałaś wybrać godnego siebie kochanka; przyjmę go więc i bratem moim go nazwę. Ale nic mi nie odpowiadasz, więc może małżeństwo wasze jest niemożliwe, — czy to masz biedaczko moja na myśli? Dobrze zatem — zamknę cały ból w sobie, zagłuszę honor, upominający się o krew. Nie żądam już nic od ciebie, nie żądam nawet nazwiska tego człowieka... proszę cię tylko, opuśćmy Francję, ucieknijmy oboje, Król cię obdarzył, jak słyszałem, bardzo hojnie; sprzedamy tę biżuterję, połowę sumy osiągniętej oddamy ojcu, za drugą będziemy żyć w ukryciu; ja ci będę wszystkiem, Andreo! Ty będziesz wszystkiem dla mnie, moja najdroższa. Ja nikogo więcej nie kocham, prócz ciebie, tobie wyłącznie jestem oddany. Możesz na mnie liczyć, Andreo. Czyż jeszcze będziesz odmawiać mi swego zaufania potem, co ci powiedziałem? Andreo, czy nie chcesz już nazywać mnie bratem?
Andrea słuchała słów Filipa jak skamieniała.