Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1707

Ta strona została przepisana.
CXLIII
SUMIENIE GILBERTA

Wszystko, cośmy opisali, uderzyło jak piorun w Gilberta.
Zagadkowa wrażliwość chłopaka została wystawiona na ciężkie próby, gdy z kryjówki, jaką zawsze umiał sobie wynaleźć w zakątkach ogrodu, widział codzienny postęp choroby w twarzy i ruchach Andrei; gdy bladość, która go dziś niepokoiła, jutro wydała mu się jeszcze wybitniejszą, doznawał silnych wyrzutów sumienia.
Gilbert uwielbiał piękność Andrei, ale jej jednocześnie nienawidził; ta piękność właśnie, w połączeniu z tylu innymi wyższymi przymiotami, stanowiła przepaść pomiędzy nim a baronówną, piękność ta jednak wydawała mu się skarbem, który najgoręcej pragnął zdobyć. Takie były powody jego miłości i nienawiści, jego pragnień i niechęci.
Ale, kiedy ta piękność gasła z dnia na dzień, kiedy rysy Andrei zdradzały jedynie cierpienie i wstyd, kiedy niebezpieczeństwo coraz groźniejsze wisiało nad nią i nad nim, położenie się zmieniło