Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/171

Ta strona została przepisana.

Przekonała się również, że wargi jej nie zbladły, że różowiły się jak wiśnie w cieniu zadartego noska, że szyjka, starannie zawsze przed słońcem zakryta, miała białość liiji, że bogactwu gorsu i wcięciu figurki nic zgoła wyrównać nie jest w możności.
Widząc się tak piękną, Nicolina osądziła, iż potrafi łatwo wzbudzić zazdrość w Andrei i udała się do jej pokoju, będąc raz na zawsze upoważniona do budzenia jej, jeżeli się sama nie obudzi o siódmej rano.
Andrea leżała wyciągnięta na łóżku. Była blada, a czoło miała zlane potem obficie. Oddychała z trudnością i od czasu do czasu rzucała się w ciężkim śnie z niewyraźnym jękiem.
Nicolina wpatrywała się w śpiącą z wielką uwagą i musiała przyznać, że piękność to, z którą niepodobna iść w zawody.
Podeszła do okna i podniosła sztory.
Fala światła zalała pokój; powieki Andrei zadrżały.
Zbudziła się i chciała podnieść, ale uczuła nadzwyczajne znużenie i ból tak ostry, że padła na poduszki bezwładnie.
— Boże Wielki! co pani jest? — zawołała Nicolina.
— Musi być już dość późno... — odezwała się Andrea, przecierając oczy.
— Istotnie, spała pani o całą godzinę dłużej niż zwykle.
— Co mi jest? — szepnęła Andrea, spoglą-