— Kto pan jesteś? — zapytał Balsamo, nie mogąc widzieć dokładnie w słabem oświetleniu przedpokoju.
— Ktoś, kto koniecznie potrzebuje rozmówić się z panem, i żąda tego stanowczo.
— Który żąda?
— Tak.
— Ten wyraz tłumaczy mi w zupełności postępowanie Fryca, bo ja, mój panie, nie życzę sobie mówić z nikim, a gdy jestem u siebie, nie przyznaję nikomu prawa wydawania mi rozkazów. Sam pan tedy zawiniłeś, ale — dodał z westchnieniem — wybaczam to panu pod warunkiem, że nie zechcesz zakłócać mi spokoju.
— Aha! żądasz spokoju, gdyś mi mój wydarł niegodziwie?
— Co... ja spokój panu wydarłem?
— Jestem Filip de Taverney — odrzekł młody człowiek, sądząc, iż sumieniu hrabiego starczy to za wszelkie tłumaczenia.
— Filip de Taverney?... A, panie, byłem kiedyś w gościnie u twego ojca, mam zatem obowiązek wdzięczności względem pana.
— Bardzo jestem szczęśliwy! — mruknął Filip przez zęby.
Balsamo zamknął za sobą kryte drzwiczki, poszedł przodem do salonu, gdzie widzieliśmy rozgrywające się już różne sceny, a nadewszystko, ostatnią z tajnymi pięciu sędziami.
Sala była oświetlona, jakby się spodziewano
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1721
Ta strona została przepisana.