— Ależ tak, pytam pana o to!
— Siostra moja mi powiedziała.
— W takim razie, siostra pańska...
— Może pan zechcesz powiedzieć... — zawołał Filip groźnie.
— Chcę powiedzieć, że pańska siostra daje mi bardzo złą opinję o sobie. Najohydniejsza to spekulacja, jaką niektóre kobiety urządzają na swej hańbie. Przybyłeś pan z groźbą na ustach, aby mnie zmusić ze szpadą w ręku, albo do zaślubienia tej siostry, co dowodzi, że jej tego gwałtownie potrzeba, albo do dania wam pieniędzy, ponieważ wiecie, że ja robię złoto. Otóż czuję się w obowiązku uprzedzić pana, żeś się omylił; pan nie uzyskasz pieniędzy, siostra pańska nie znajdzie we mnie męża...
— W takim razie będę miał krew, która płynie w twych żyłach!
— Ani nawet tego, mój panie!
— Jakto?
— Nie myślę krwi przelewać, skoro nie zrobiłem tego z powodów daleko godniejszych i poważniejszych. Bądź pan więc łaskaw opuścić mnie spokojnie, jeżeli bowiem będziesz dłużej hałasował, i jeżeli od tych hałasów głowa mnie rozboli, zawołam Fryca, a ten, na jedno skinienie moje, zmiażdży pana poprostu.
Powiedziawszy to, Balsamo zadzwonił, że zaś Filip i tym razem nie chciał ustąpić, otworzył hebanową szkatułkę i wyjął pistolet.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1726
Ta strona została przepisana.